poniedziałek, 16 lipca 2012

Odbiór dzieła, czyli o czytaniu przez pryzmat jednego słowa Tomislav Cej „Poljub iz pekla-Zadnji Dan”


Przebywając we Włoszech nauczyłem się, że najlepszą metodą nauki języka jest czytanie w tym języku. Dlatego też pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po przyjeździe do Słowenii było zdobycie zwykłej książki w języku słoweńskim.  Mój przyjaciel polecił mi zbiór opowiadań Tomislava Ceja „Poljub iz Pekla” (Pocałunek z Piekła). Pierwsze opowiadanie dostarczyło mi wyjątkowo dużo wrażeń. Na marginesie dodam, że Tomislav Cej jest autorem, którego styl i tematykę umieściłbym gdzieś pomiędzy Markiem Hłaską i Charlesem Bukowskim. Tematyka właściwie erotyczna. Podczas pierwszego czytania opowiadania „Zadnji dan”(Ostatni dzień) nie wiedziałem jeszcze czym owe opowiadanie jest zabarwione. Znałem wtedy tylko kilka słoweńskich słów i jakąś część mogłem wywnioskować z polskiego czy też łaciny. Po pierwszym czytaniu miałem wrażenie, że bohater i opisywane tam panie mają się ku  sobie w jakiś szczególny sposób (odczuwałem klimat opowiadania). Sprawdziłem więc kilka najczęściej powtarzających się słów i przeczytałem historię powtórnie. Teraz już wiedziałem prawie na pewno, co bohaterowie robią, ale nie wiedziałem „jak?”. Sprawdziłem zatem kolejnych kilka słów i okazało się, że wiem już „jak”, ale zdawało mi się, że duża część tej historii jest tylko wyobrażeniem bohatera. Po ponownym zajrzeniu do słownika okazało się, że mam rację.
Wynika z tego, że moja podświadomość już od samego początku odczuwała główną ideę tego opowiadania. Kolejne słowa natomiast były filtrami percepcyjnymi, które ustawiały tę ideę w odmiennych kontekstach. Właściwie przeczytałem nie jedno opowiadanie ale kilka (z racji uczenia się języka). Dzięki temu spostrzeżeniu zrozumiałem, że każde dzieło odbieramy przez pryzmat konkretnych filtrów percepcyjnych. To znaczy, że znaczenie każdego dzieła można zmienić przez nałożenie na odbiorcę określonego filtru. Taka jest również istota polityki, gdzie nakłada się  konkretne filtry percepcyjne na idee (np. religia i wojny religijne) co prowadzi do prostytuowania się tych idei.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Salvador „Dalí, La gare de Perpignan” obraz rozwijający się w czasie.


            Obraz znajdujący się w  Museum Ludwig w Kolonii właściwie zmienił moje nastawienie do Salvadora Dalego. Nauczyłem się, iż w dobrym guście jest tego twórcy  nie lubić. Obraz całkowicie mnie zaskoczył. Jest duży - 295 x 406 cm i jego reprodukcja nie oddaje budującej się na nim fabuły. Widziany na żywo jest też dużo bardziej subtelny. Początkowo atakują nas diagonale skrzyżowanych smug światła, idące od środka do rogów obrazu. W środku jest mała postać Salvadora, spadającego na nas z nieba. Oko stopniowo przyzwyczaja się do nasyconej żółcieni i już po chwili po bokach obrazu widzimy postać z „Anioła pańskiego” Mileta. Następnie w centrum dostrzegamy wagon kolejowy, na górze powielenie spadającej postaci, a na dole chłopca z taczką. Potem, bliżej centrum, kolejne sparafrazowane już postacie z Mileta. Okazuje się, że dość wyrazistym szczegółem jest rana, znajdująca się lekko po lewej stronie, ku dołowi od osi obrazu. Gdy tylko się jej przyjrzymy, pojawia się bardzo delikatnie narysowana sylwetka ukrzyżowanego Chrystusa w samym centrum obrazu, której wcześniej nie widzieliśmy. Dodatkowo na samym końcu, między pociągiem i spadającą dużą postacią, widzimy mały, delikatnie malowany sąd ostateczny .
Obraz, budowany zresztą na akomodacji oka do bardzo dużych połaci koloru,  pozwolił mi dostrzec nowe możliwości techniczne. Okazuje się bowiem, że realne jest uzyskanie efektu rozwoju obrazu w czasie. Więc w ten sposób możliwe jest   budowanie fabuły i projektowanie odbioru. Oczywiste, że sztuka jest w jakimś stopniu elitarna, wobec tego prawdopodobnie nie wszyscy będą w stanie odebrać ten obraz tak, jak artysta to sobie zaprojektował. Dzięki niemu jednak ostatnio stałem się  zwolennikiem tworzenia rzeczy trudnych w odbiorze,  aby widz musiał wykonać jakąś pracę, czy to intelektualną, psychiczną czy fizyczną, np.  podejść bliżej do płótna. Ludzie biegnący przez muzeum na czas, nie poświęcają dziełu Dalego pięciu minut, by mógł ich zachwycić. Mnie jednak owego dnia Salvador skradł owe pięć minut życia i jestem mu za to wdzięczny.

 

poniedziałek, 2 lipca 2012

Do czego Umberto Eco dochodzi przy Caravaggiu


            Michał Anioł Caravaggio w latach 1602–1603 namalował Amora Zwycięskiego (obecnie dzieło to znajduje się w Gemäldegalerie w Berlinie). Nie chcę tutaj interpretować tego obrazu pod kątem kompozycji, skoncentruję się na jakości. Widziałem go  w dwóch różnych przestrzeniach. Pierwszą, jest wspomniana galeria niemiecka, drugą, była wielka wystawa Caravaggia w Rzymie w Scuderie del Quirinale. Wiem, że wszyscy znamy ten obraz i dostrzegamy jego kunszt, ja jednak muszę oddać moje odczucia, bo dzięki nim zrozumiałem, jak artysta tworzył swój fortel percepcyjny. Caravaggio z wyjątkową precyzją odmalowuje rzeczy nad wyraz trudne. W perspektywie widzimy wygięty papier nutowy, z którego, zdaje się, można by zagrać melodię. Dalej przyrządy pomiarowe, którymi można mierzyć. Instrumenty muzyczne symetryczne, delikatne z powyginanymi gryfami są tak idealnie rzeczywiste, że aż chce się je wziąć w dłonie. Na dole leży perfekcyjnie metalowa zbroja. Chłopiec jest chłopięcy, szmata szmaciana, itd. Wszystko to zostało namalowane w taki a nie inny sposób, aby urzeczywistnić coś czego nie ma. Aby urzeczywistnić to, co nie powinno z racjonalnego punktu widzenia istnieć - skrzydła Amora. Oświadczam kategorycznie, że przez pryzmat tych wszystkich przedmiotów ja Caravaggiu wierzę, że widział Amora, że był on dla niego równie jak te przedmioty rzeczywisty.
Tak właśnie mami nas Caravaggio. Jakość obrazu i sprzedawanej informacji jest na tyle wysoka (nadrealistyczna), że jesteśmy w stanie tę informację przyjąć za prawdę. A co ma do tego Umberto Eco i jego „Cmentarz w Pradze”? Czy główny bohater tej powieści nie jest trochę nazbyt współczesny? A może rozdwojenie jaźni pomiędzy Simone Simoninim a księdzem Dalla Piccola, fałszowanie przez niego historii Europy na zlecenia rządów, tworzą z niego postać w pełni współczesną. Postać obdarzoną świadomością informacyjną. Jak zatem Umberto Eco ją uwiarygodnia w 1897 roku?  Odpowiedź znajdziemy w strukturze obrazu Michała Anioła Caravaggia, czyli inwentaryzacji rzeczywistości, która również u Umberto Eco jest bardzo dokładnie, a nawet dobitnie opisana. Nie da się w nią nie uwierzyć. Przecież Signorie Simonini podawał rękę i miał wpływ na życie największych: Freuda, Dumasa, Garibaldiego, Dreyfusa. To właśnie natłok postaci autentycznych i perfekcyjny opis otoczenia; pozwala urzeczywistnić postać głównego bohatera w 1897 roku. A jednocześnie czujemy, że nic się nie zmieniło…

wtorek, 26 czerwca 2012

Paul Cézanne i filtry percepcyjne


Paul Cézanne i filtry percepcyjne
 Paul Cézanne interesował się w szczególności przedmiotem (martwą naturą), prawdopodobnie namalował jabłko ze wszystkich możliwych stron. Podkładał monety aby stało pod odpowiednim kątem, łamał na obrazie stół. Był to malarz dobrze wykształcony, władał paroma językami. Można zatem przypuszczać, iż malował konkretne obrazy myśląc w określonych językach (język myślenia przekładał się na język plastyczny). Tworzył z jabłek kompozycje, używając ich jako elementów abstrakcyjnych, kadrował tnąc je na płótnach w najmniej oczekiwanych momentach. Znajdował w kolorze jabłek refleksy wszystkich możliwych barw. Podejrzewam nawet że jadł jabłka. To skłania, by zadać sobie pytanie, co to znaczy, że artysta tak głęboko wpatruje się w przedmiot, analizuje go? Czy możemy stwierdzić, że Cézanne rozbija jabłko na atomy? Może Paul Cézanne przewiduje wręcz rozpad atomu? To jest nałożenie filtru percepcyjnego z zeszłego wieku na sztukę Cézanne΄a. Nałożę jeszcze jeden. Paul Cézanne, wykorzystywał do budowania obrazów kolor płótna i gruntu.  Współcześni mu uważali, że jego obrazy są nieskończone (co w sumie też podlega interpretacji nałożonego już filtru). Dokonał on jednak, po pełnej analizie i rozpadzie przedmiotu, jego pełnej syntezy. Tak zrozumiał jabłko, że wręcz mógł tworzyć nowe jabłka. Czy nie jest to trochę zbliżone do syntezy atomowej?

Pseudo teksty o Sztuce


Pseudo teksty o Sztuce
Tytułem wstępu, chodzi tu o interpretacje dzieł sztuki jak najbardziej naciągane. W końcu bazują one tylko na moich przeczuciach i obserwacjach. Choć są udokumentowane przykładami z życia, opisami konkretnych sytuacji, to pozostają tylko efektem intelektualnej zabawy.  Wierzę jednak, że interpretacje te będą na tyle do siebie nieprzystające, że stworzą całość. Wręcz złożą się w jakiś intelektualny byt. Pierwsza obserwacja jest taka, że większość intelektualistów tłumaczy się już we wstępie do tekstu lub tekstów z własnej niekompetencji, zamiast napisać coś konkretnego…